Ks. Józef Sanak

 

GORSZY NIŻ BANDYTA

KAPŁAN W STALINOWSKIM WIĘZIENIU

(1950-1955)

 

LISTY

 

Spis treści:

DO MATKI 37

LIST 1. 37

LIST 2. 38

LIST 3. 38

LIST 4. 39

LIST 5. 39

LIST 6. 40

LIST 7. 42

LIST 8. 42

LIST 9. 43

LIST 10. 44

LIST 11. 45

LIST 12. 47

LIST 13. 47

LIST 14. 48

LIST 15. 49

 

DO BRACI KAPŁANÓW.. 50

LIST l 50

LIST 2. 50

LIST 3. 51

 

Strona główna

 

LISTY DO MATKI

LIST 1

Katowice, 11 marca 1951 r.

Najukochańsza moją Mamusiu!

 

Zdarza się czasem w więziennym życiu, że w nocy, na skraweczku nieba, które widać przez kraty, ukazuje się mała gwiazdka, a wówczas jakiś promyk radości wstępuje w serce więźnia, podobna radość ogarnia mnie obecnie, gdy otrzyma­łem pozwolenie na pisanie tego listu do Ciebie Mateczko. Bo przecież Mamusiu o Tobie wciąż myślę, ustawicznie widzę Ciebie Maleńko, jak się martwisz pewnie o mnie i dlatego modlę się za Ciebie Mamusiu bez przerwy. I pełen jestem na­dziei, że Bóg pozwoli wszystko przetrwać, że ja do Ciebie Mateńko najdroższa powrócę i będziemy żyć znowu razem spokojnie i już Ciebie Matuś od siebie nie puszczę aż do śmier­ci. Tylko Cię Mamusiu błagam, nie martw się nieszczęściami, jakie na nas spadają. Bóg ma specjalne zamiary, skoro nas tak ciężko doświadcza, ale to wszystko wyjdzie na dobre. Proszę Cię Mamusiu dbaj o siebie. Staraj się jeść dużo, bo bardzo mizernie wyglądasz. Pamiętaj Mateńko, że Ciebie tylko po­siadam jeszcze na świecie i największym nieszczęściem dla mnie byłoby Ciebie utracić.

Ja dzięki Bogu czuję się dobrze. Pewnie Ty Mamusiu dużo się za mnie modlisz, bo Bóg daje mi wiele sił do znoszenia trudów więziennego życia. Jestem dzięki Bogu zdrów. Pienią­dze otrzymałem wszystkie, jakie Mama dotychczas posłała, to znaczy 400 zł. Dziwię się, skąd Ty Mamusiu zdobyłaś się na taką sumę, pewnie sobie od ust odejmujesz, a mnie posyłasz. Również ostatnio otrzymałem paczkę, w której były 2 pary skarpet, 2 chusteczki do nosa i mydło toaletowe. Najserdecz­niej Ci Mamusiu za wszystko dziękuję.

Gdybyś Mamusiu mogła, to poślij mi moje pantofle skór­kowe, bo te mi się już zniszczyły. Prosiłbym również o mydło toaletowe oraz mydło do golenia. Oczywiście musi się Mamu­sia dowiedzieć, czy to można posłać.

Jeśli chodzi o zabranie mego futra i maszyny do pisania, to niech Mama wniesie prośbę pisemną do Ob. Naczelnika Więzienia, a on może to załatwi, boja tu nic nie mogę zrobić w tej sprawie.

U mnie nic się nie zmieniło, jestem w tych samych warun­kach, jak dawniej. Może Mamusiu uda Ci się kiedyś do mnie zaglądnąć, to największa dla mnie radość.

Na razie składam Ci Mamusiu najserdeczniejsze życze­nia, niech P. Jezus Zmartwychwstały ociera Twoje łzy.

Gorąco błagam Ciebie Matuś i wszystkich znajomych o modlitwy.

Ślę Ci Matuś najserdeczniejsze ucałowania, a wszystkim znajomym moc pozdrowień.

Specjalnie pozdrawiam Księży, P. Dyrektorkę, Marysię i innych.

Z Bogiem.

Twój Józef

Spis treści

 

 

 

LIST 2

Katowice, 13 maja 1951 r.

Najukochańsza Mamusiu!

Znowu doczekałem się chwili, kiedy mogę do Ciebie skre­ślić parę słów.

Otóż zapewniam Cię Mamusiu, że jestem zdrów i trzy­mam się dość twardo, mimo strasznej tęsknoty za Tobą.

Ustawicznie ożywia mnie nadzieja, że dobry Bóg pozwoli mi do Ciebie wrócić i znowu zaopiekować się Tobą Mamusiu na Twoje stare lata. Tylko o Ciebie Matulu się lękam. Czy serce Twoje zniesie tyle nieszczęść, jakie już przeżyłaś? Ma­musiu, nie rozumiałem Ciebie nieraz, ale teraz już Cię tak do­kładnie rozumiem, jak może nikt w życiu. Chociaż mi Ciebie Mamusiu tak bardzo żal, jednak jestem dumny, że moja Mat­ka jest tak dzielna, choć los Jej tak twardy. Mimo że oddziela nas przestrzeń ogromna, mnie jednak ustawicznie się zdaje, że spotykamy się codziennie przed Bogiem, bo tam spotykają się nasze wspólne modlitwy.

Mamusiu, najserdeczniej dziękuję Ci za to, że się dużo za mnie modlisz. Ja to czuję stale i wiem, że Twoje modlitwy krzepią mnie w ciężkich chwilach więziennych i siłę do serca wlewają.

Podziękuj Mamusiu wszystkim ode mnie, którzy się za mnie modlą i którzy się Tobą opiekują. Podziękuj zwłaszcza tym, którzy byli na moim procesie, oraz Księżom. Powiedz im Mamusiu, że nadal proszę gorąco o modlitwy.

U mnie od czasu wyroku, kiedyśmy się widzieli nie zaszła żadna zmiana i nic już więcej o mej sprawie nie wiem, bo nikt u mnie nie był.

Pieniądze, które Mamusia przesłała, otrzymuję wszystkie, ale się boję stale, że Mama sobie od ust odejmuje, a mnie po­syła. Mamusiu, pamiętaj przede wszystkim o sobie, bo o to się [treść następnych sześciu wierszy listu jest brutalnie zasmarowana atramentem], nie będę Mamie opiewał, bo go Mama zna dobrze. Najgorzej się czuję, kiedy do celi słyszę głos dzwo­nów z pobliskiego kościoła. Czuję się wtedy tak jak matka, która słyszy za ścianą płacz swego dziecka i nie może do nie­go przyjść. Może się jeszcze Bóg zlituje nade mną i do ołtarza powrócę.

Pozdrów Mamusiu ode mnie wszystkich znajomych: Księ­ży, P. Dyrektorkę, Marysię (której serdecznie dziękuję za to, że była mą wierną opiekunką), całe Grono obu Szkół, P. Frysiów, Kamińskich, Szworzewiczów, Babuchowskich, Kołaczków, Zagórskich. Pozdrów Henię z całą rodziną i ucałuj Ewę serdecznie. Pozdrów wszystkich znajomych i proś o modlitwy za mnie.

Wreszcie Ciebie najdroższa Mamusiu najserdeczniej ca­łuję i błagam - nie martw się, boja do Ciebie wrócę.

Z Bogiem.

Twój Józek

Spis treści

 

 

 

LIST 3

Katowice, 15 lipca 1951

Najukochańsza Mamo!

Najserdeczniej dziękuję za kochany i dobry list, który przed chwilą otrzymałem.

Ty Mamusiu składasz mi życzenia urodzinowe, a mnie przed oczyma stoi tak żywo zeszłoroczny dzień 26 lipca. Pa­miętasz Mamo, w dniu Twych Imienin klęczeliśmy razem przed obrazem Matki Bożej w Częstochowie i prosiliśmy o opiekę. Ale droga naszego życia Mamo, prowadzi widocznie przez cierpienie, dlatego dzisiaj ja przesyłam Ci Mamo zza krat wię­ziennych moje najserdeczniejsze życzenia imieninowe.

Mamusiu! Nie potrafię ująć w słowa tego, co czuję. Wiera tylko, że Ty Mamo jesteś moją najdroższą Istotą na świecie, wiem, że gdyby moja tęsknota za Tobą miała moc ognia, to stopiłaby te kraty i grube mury, które mnie otaczają. Codziennie Mamo płynie za Ciebie z mojego serca najgorętsza modli­twa i pokorne błaganie, bym mógł jeszcze wrócić do Ciebie Mamo i osłodzić Tobie dni starości. Dlatego razem z życze­niami na Imieniny przesyłam Ci Mamo moje głębokie przeko­nanie, że do Ciebie wrócę i będziemy już razem aż do śmierci. Ale przesyłam również i prośbę: Mamusiu dbaj o siebie. Za­wsze byłaś taką, że troszczyłaś się o nas wszystkich, a siebie stawiałaś na końcu, teraz Mamo nie wolno Ci siebie zaniedby­wać, boja chcę Ciebie zastać jeszcze mocną i zdrową. Dobrze Mamo, że pracujesz trochę w ogródku. Taka praca zamienia rozpacz w cichy ból, który tak nie dokucza. Pozostań Mamo w Andrychowie aż do mego powrotu. Dobrzy ludzie na pew­no nie dadzą Ci zginąć, jestem o tym przekonany.

U mnie Mamo nic nowego. Zdrów jestem dzięki Bogu i długie miesiące zahartowały mnie już nieco w więziennym życiu. Tylko tej strasznej tęsknoty ukoić nie mogę. Kiedy sły­szę niedzielne dzwony, kiedy promyk słoneczny ozłoci kraty mej celi, wówczas w duszy jakoby wulkan nurtuje tęsknota i taki ból, że trzeba głowę przycisnąć do zimnego muru i tak trwać długo. Ale zaciskam zęby i trwam; wiem, że widocznie praca moja kapłańska była znikoma i Bóg zażądał ode mnie ofiary cierpienia.

Bezczynność również się daje we znaki, bo przecież za­wsze przyzwyczajony byłem do pracy i ruchu. Poza tym na ogół czuję się dobrze.

Pieniędzy na razie proszę nie przysyłać, bo te jeszcze mi wystarczą na długo.

Proszę tylko przesłać dużo, dużo za mnie modlitw, bo czuję, jak one ciepło napływają tu do mnie.

Jeszcze raz Mamusiu na dzień Twych Imienin całuję Cię najserdeczniej, po synowsku i opiece Bożej polecam.

Przyjedź Mamo znów do mnie, bo to jedyna moja jasna chwila. Ślę serdeczne pozdrowienia dla Księży i wszystkich znajomych.

Twój kochający Cię syn

Spis treści

 

 

LIST 4

Katowice, 2 września 1951 r.

Najukochańsza Mamo!

Jak promyczek jasnego słońca, tak dzisiaj dotarł do mnie Twój kochany list, za który najserdeczniej dziękuję. Cóż Ci Matuś napisać? Musiałbym chyba pióro w sercu umoczyć i wte­dy kreślić to, co czuję i co przeżywam. Dzięki Bogu zdrów jestem i silny, aż współtowarzysze moi dziwią się, że dobrze wyglądam. Przekonałem się, że jestem twardy i mimo tęskno­ty za wolnością, trzymam się mocno. Wiem Mamusiu, że to Wasze modlitwy tak mnie podtrzymują na duchu. I ja bez koń­ca zasyłam za Ciebie Mamuś modlitwy serdeczne. Ściany mej celi chyba już omszały tymi prośbami, które serdecznie prze­słałem za Ciebie, Bo mi tak Mamo tęskno za Tobą. Może by­łem czasem niedobry dla Ciebie, ale wierz mi Mamo, mym najgorętszym pragnieniem było zawsze opiekować się Tobą serdecznie i troszczyć się, by Ci było dobrze na stare lata. Przecież Ty Mamo tak wiele przeszłaś w swym twardym życiu, nie zaznałaś nigdy spokoju i pogody, dlatego ufam, że Bóg mi pozwoli na pewno wrócić do Ciebie, przytulić Twą starą gło­wę do serca i nie odstąpić Cię aż do samej śmierci.

Musiałem i ja Mamo skosztować z tego kielicha cierpie­nia, z którego Ty piłaś obficie. Proszę Cię tylko Mamo, pa­miętaj o sobie. Zrób to dla mnie Mamusiu, a uczynisz mi największą radość.

Tak mi było ciężko w czasie wakacji, tak myślą byłem przy Was i przy mej młodzieży, gdy zaczął się rok szkolny, ale trudno.

Ciekawym czy Władek wróci, napiszcie mi coś o nim, bo przecież żyliśmy tak blisko. Ewę proszę serdecznie ucałować i powiedzieć jej, by się o mnie nie martwiła. Przyjedź do mnie Mamusiu, serdecznie proszę i jeszcze serdeczniej Cię całuję. Pozdrawiam wszystkich w domu i wszystkich znajomych

Z Bogiem.

Twój Józef

Spis treści

 

 

LIST 5

Katowice, 30 września 1951 r.

Najdroższa moja Mamo!

Kochany Twój list otrzymałem 24 września. Dziękuję sto­krotnie za te kochane słowa, tchnące szczerym uczuciem i prawdziwie matczyną troską. Ileż radości zawsze wlewają mi w serce Twe listy Mamo i jakżeż to miło wiedzieć tu w wię­zieniu, że Ktoś tam na wolności o mnie myśli, że Komuś na mojej doli tak bardzo zależy. Doprawdy nie wierni czym się odwdzięczę za tyle, tyle serca.

Mamusiu! już rok dobiega od naszego bolesnego rozłą­czenia. Odczuwam, ile i Ciebie Mamo ten rok kosztował. Czuję Twoje łzy wylane przez ten czas, rozumiem Twoją gorycz.

I to tak dziwnie się składa, że akuratnie w rocznicę mego aresztowania, Ty Mamo ukończysz 60 lat Twego ciężkiego życia. Jakżeż pragnąłbym w tym dniu być przy Tobie Mamu­siu. Przesyłam Ci tylko moje najserdeczniejsze życzenia, by Bóg Miłosierny osłodził Tobie dalsze lata i opromienił bla­skiem lepszej doli. Cały ten dzień spędzę na modlitwie pokor­nej za Ciebie Mamo, aby uprosić tę chwilę, kiedy znowu będę mógł zaopiekować się Tobą Mamusiu i do samej śmierci już być razem z Tobą. I wierzę najmocniej, że chwila ta nadej­dzie.

I ja Mamo myślę wciąż o Tobie, jak Ty biedna dajesz so­bie radę, jak żyjesz samotnie itd.

U mnie żadnych zmian. Monotonnie płynie szare więzienne życie, zapełnione modlitwą i ustawicznym oczekiwaniem na Twój list. To jedyne moje jasne chwile. Ale zdrów jestem dzięki Bogu i trzymam się twardo. Proszę podziękować ks. Kanoni­kowi za kartkę, którą otrzymałem 29 września. Proszę złożyć życzenia „Szczęść Boże" memu następcy ks. Jędryskowi. Ciekawym, czy Władek ukończył już swój I kurs i z jakim wynikiem. Proszę Go pozdrowić. Zasyłam ucałowania dla Ewy i bardzo serdecznie Wszystkich znajomych pozdrawiam. Ciebie Mamo opiece Bożej polecam.

Twój Józef

Spis treści

 

 

LIST 6

Katowice, 18 grudnia 1951 r.


Najdroższa Mamo!

Tak gorąco pragnę, by list ten dotarł do Ciebie Mamo jeszcze na wigilijny wieczór. Wiem, że przecież od wielu dni patrzysz pytająco na listonosza, wiem, że pewnie lękasz mnie już przewieziono. Ale Mamo! dzień pisania listu i mnie zależy, więc wybacz, jeśli ten list na święta nie zdąży. Boże mój! znowu mam Tobie Mamo złożyć życzenia świą­teczne. Myśli moje kłębią się jak chmury pędzone wichrem i boję się, że skończy się chwila przeznaczona na pisanie listu, a ja nie napiszę nic. Wiem przecież, że list ten zrosisz łzami Mamo Ty moja, biedna, Która musisz spędzać Święta samot­nie. (następne słowa zalane atramentem) Proszę Cię jednak Mamo, nie płacz. Moje cale życzenie, które Ci przesyłam, to najgorętsza prośba, skierowana do Bożej Dzieciny, prośba o si­łę i pociechę dla Ciebie Mamo. To będzie treść moich całych Świąt, a zarazem jedyna osłoda, bo moje Święta to najbole­śniejsze dni z całego roku, choć przecież nie różnią się one niczym od szarych dni zwyczajnych.

Oj Mamo! tak ciężko tutaj, kiedy do celi dochodzą gdzieś z wolności stłumione dźwięki kolęd, kiedy do mózgu i do ser­ca cisną się przemocą dawne wspomnienia, kiedy widzę Cie­bie Mamo, jak zawsze krzątałaś się koło wigilijnej Wieczerzy, zwłaszcza kiedy jeszcze żył nasz śp. Tatuś. Mamo! Bę­dę i w tym roku przy Tobie bliziutko. To nic, że ciało musi tkwić tutaj, na więziennym sienniku za kratami i murami. Duchem Mamo będę przy Tobie, gdy zasiądziesz do wigilii, pewnie z Marysią, bo wiem, że Ona Cię nie opuści. Zawsze była wierna i dobra dla mnie i jestem Jej za to serdecznie wdzięczny. Widzę Cię Mamo, jak ze łzą w oku połamiesz się opłatkiem, widzę Cię jak klęczysz w kościele pachnącym cho­inką i serce Swoje otwierasz przed Bogiem, prosząc o pocie­chę. Módl się Mamo gorąco. Przecież my oboje i cała nasza rodzina, tyleśmy przeszli nieszczęść i cierpienia, że wreszcie Bóg miłosierny wejrzy na nas i da ukojenie.

Mamo! przez okno mej celi będę spoglądał na gwiazdy wigilijne, może nasz wzrok się tam spotka i będzie nam lżej na sercu.

Niech list ten Mamo będzie dla Ciebie opłatkiem pocie­chy, bo nie mam opłatka, by Ci go posłać. O mnie się Mamo nie trap. Wprawdzie ciężko mi ogromnie, ale nieszczęścia uczy­niły mnie już twardym. Razem z goryczą rośnie też w sercu potężna wola przetrwania i powrotu do Ciebie Mamo. Zdro­wie dzięki Bogu dopisuje mi cudownie, aż się dziwię, bo prze­cież nie mam tu żadnych udogodnień. Dobrze, że uprawiałem sport, to mnie trzyma fizycznie. Oczywiście zawdzięczam to szczególnie Waszym modlitwom i paciorkom małych Basi i Magdusi z dawnej mojej kochanej szkoły. Proszę im Wszyst­kim najserdeczniej podziękować. Składam też gorące Bóg za­płać p. Smazie szewcowi za wspaniałe pantofle. Ucieszyłem się nimi ogromnie. Rodzina Smazów była zawsze dla mnie bardzo przychylna. Niech Mama złoży ode mnie serdeczne życzenia imieninowe i świąteczne dla Ewy. Wreszcie p. Dy­rektorce gorąco dziękuję za list. Pewnie za późno, ale z głębi duszy życzę Jej na Imieniny i na Święta nąjobfitszych łask Bożej Dzieciny, a zarazem pociechy i zapłaty za znojne lata.

Pisałbym dużo, ale miejsca brak.

Jeszcze więc raz Tobie Mamo i Wszystkim znajomym ślę najgorętsze życzenia, niech w sercach Waszych zagości pokój dobrej woli

Z Bogiem.

Józef

P.S. Szczególne życzenia dla Księży.

Spis treści


 

LIST 7

Cieszyn, 20 stycznia 1952 r.

Najukochańsza Mamo!

Piszę do Ciebie Mamo już z nowego miejsca. Dobrze się złożyło, bo akuratnie 11 stycznia wieczorem otrzymałem list od Ciebie Mamo i od P. Dyrektorki, a już na drugi dzień w so­botę zostałem przewieziony do Cieszyna. A więc jestem bli­żej Ciebie Mamo o jakieś 20 km. Niestety, jest to teren gra­niczny i gdybyś mnie Mamo chciała odwiedzić, to musisz mieć przepustkę ze Starostwa z Wadowic. Odwiedziny są tutaj tak samo jak w Katowicach, w każdą środę. Gdybyś mnie chciała Mamo zobaczyć, to musiałabyś przyjechać w najbliższą środę lutego, bo nie wiem, czy tu długo pozostanę. Gondko już wy­jechał, ale nie wiem gdzie. Gdyby jednak uzyskanie przepust­ki w Wadowicach połączone było z trudnościami, to się Ma­muś nie fatyguj. Żal mi bowiem Ciebie, gdy musisz wystawać godzinami pod bramą więzienną, a przecież zima zapowiada się nie na żarty. Proszę tylko zaraz po otrzymaniu listu prze­słać mi tu do Cieszyna 50 zł, bym mógł sobie coś kupić. Pie­niądze moje zostały w Katowicach i nie wiem, kiedy nadejdą, bo te sprawy zazwyczaj długo trwają. Gdybyś Mamo pienię­dzy nie miała, to się nie martw, bo nie są mi tak bardzo ko­nieczne, a przecież Ty biedna moja Mamo musisz sobie odjąć od ust, by mnie posłać.

Jeśli chodzi o moje samopoczucie w nowym więzieniu, to jest ono takie samo, jak u Mamy, kiedy ze Szczecina przyje­chałaś do Wadowic. Zaczyna się zwykła poniewierka więzien­na, ale ja już na wszystko jestem przygotowany. Jeszcze w Ka­towicach dowiedziałem się, że ten pan, o którym mi Mama pisała, że ciężko chory, podobno już zmarł. Proszę ode mnie podziękować serdecznie za list P. Dyrek­torce. Miałbym Jej wiele do napisania, lecz brak mi miejsca w tym liście. Chociaż nasza szkoła już nie istnieje Jednak prze­chowuję jaw miłej pamięci, a wspomnienia z niej są dla mnie zawsze najpiękniejszą książką z obrazkami. Będzie p. Dyrek­torka łaskawa pozdrowić ode mnie wszystkie Panie z naszego dawnego Grona, oraz nasze „Kółeczko" Frysiówsko-Kamińszczakowskie.

Dziękuję również Pp. Babusiowskim za kartkę i dobre sło­wa życzeń. Niech Mama pozdrowi całą ich Rodzinę. I Ko­ścielnemu też dziękuję za odwiedziny i piękne zdjęcie ołtarza. Tak wielu ludziom winienem złożyć jeszcze „Bóg zapłać" za ich modlitwy i serce dobre, które oni Tobie Mamo okazują. Jestem im wszystkim stokrotnie wdzięczny, a zwłaszcza wdzięczność wyrażam Czcig. Księżom, Czcig. Siostrom z Sio­strą Przełożoną na czele. Bóg zapłać p. Bochenkowej i p. Mat-lakowej za dobre szlachetne serce, (skreślenie 5 linii) Proszę też pozdrowić starszych Pp. Weberów.

Święta spędziłem Mamo z komą modlitwą za Ciebie Mamo i ustawiczną o Tobie pamięcią. Było mi jednak bardzo, bardzo smutno. Zdawało mi się, że nad moją głową unosi się wielki czarny pająk i snuje nade mną ustawicznie pajęczynę smutku. Nie spałem całą noc wigilijną i kiedy umilkł szczęk kluczy i krat więziennych starałem się obudzić dawne wspomnienia. Niestety, zdawały mi się one tak dalekie i mgliste, że bolały jeszcze bardziej. Czy to prawda, że kiedyś byłem inaczej ubrany niż w łachman, że siedziałem kiedyś pod drzewkiem pachną­cym w pokoju, gdzie nie było krat w oknie, a drzwi miały klam­kę? Czy to kiedyś było?

Tak dumałem Mamo w noc Wigilijną i Sylwestrową, ale też u stóp Żłóbka złożyłem brzemię mej nędzy poniewierki i Twoją siwiznę Mamo. I to właśnie stało się balsamem koją­cym dla serca pełnego bólu i zapobiegło, by z tęsknoty nie wyć i bólu jak pies. To mi właśnie pozostało, bym znowu Ci Mamo mógł napisać. Wrócę do Ciebie na pewno i już będzie­my zawsze razem.

Całuję Cię Mamo serdecznie. Z Bogiem.

Józek

RS. Pozdrawiam Marysię i...

Ucałuj Mamo Ewę i pozdrów Hanię z Rodziną.

Spis treści

 

 

LIST 8

Cieszyn, 6 kwietnia 1952 r.

Najdroższa Mamo!

I znów Wielkanoc. Znowu rozkołyszą się radośnie dzwo­ny, zwiastując ludziom potężną nieśmiertelną wieść: Chrystus zmartwychwstał! Znowu z ludzkich serc uderzy w niebo grom­ka, radosna, wiosenna pieśń: Wesoły nam dziś dzień nastał.

Ale też znowu Ty Mamo moja kochana pójdziesz pewnie na procesję ze łzą w oku. Pewnie znowu tak trudno będzie Ci Mamo przełknąć każdy kąsek wielkanocnej święconej strawy. Mamo, ja dobrze czuję, co się w Twym sercu dzieje i rozu­miem Cię jak może nikt inny na świecie. Nad Twoim opusz­czeniem Mamo i Twoim losem ja boleję jeszcze więcej niż nad swoją gorzką dolą. Tak Mamo, dla nas obydwu nie ma radości Zmartwychwstania, bo dla nas jeszcze wciąż trwa Wielki Piątek. Takie już twarde życie nas obu i wciąż musimy kroczyć krzyżową drogą obarczeni ciężarem nieszczęść na­szych i wspólnych cierpień. Ale Mamo pamiętaj, że po każ­dym Wielkim Piątku musi nadejść Wielka Niedziela. Po naj­czarniejszej nocy musi nastąpić różowy świt, po najcięższej zimie przychodzi pachnąca kwiatami wiosna. Mamo, niech Ci te święta wiosenne przypomną żywo, że i moja wolność zmar­twychwstanie, że i dla nas nadejdą jasne dni i przyjdzie ko­niec naszej udręki, że i my oboje zaśpiewamy radosne „Alle­luja". Chciałbym Mamo, by i Twe serce napełniło się tak wiel­ką nadzieją jak moje, chociaż się krwawi tu za kratami i wyry­wa się do Was, do pracy, do życia i wiosny,

Niech Ci więc Mamo Wielkanocne dzwony zagrają na­dzieją, a nie smutkiem. Niech wiosenny powiew osuszy łzy Twoje, a Pan Jezus Zmartwychwstały niech serce Twoje napełni blaskiem wielkanocnej radości i ożywczej siły, potrzeb­nej do przetrwania wszystkiego, co nas jeszcze czeka.

To są moje najgorętsze dla Ciebie Mamo moja świąteczne życzenia. Spełnią się one na pewno, bo będę się modlił za Cie­bie Mamo jak tylko potrafię. Proszę również złożyć ode mnie świąteczne życzenia p. Dyrektorce, Marysi oraz wszystkim znajomym. Przesyłam również serdeczne świąteczne i imieni­nowe (niestety spóźnione) życzenia dla Siostry Przełożonej i innych Sióstr. Proś ich Mamo w moim imieniu o modlitwy.

Dla mnie święta będą jak zazwyczaj bolesne i szare, jak ten cały łańcuch ciężkich dni, ale to nic, ciągle nie może przecież trwać tylko ból i cierpienie. Podziękuj Mamo ode mnie wszystkim, którzy przysłali mi życzenia imieninowe. Otrzy­małem list od Ciebie Mamo zaraz na drugi dzień po widzeniu. Potem nadeszły jeszcze od ks. Kanonika, ks. Kołodziejczyka oraz od moich dwóch małych uczennic: od Kabacińskiej Lu­cyny oraz Wędarz Marysi. Serdecznie im dziękuję za pamięć. Podobno były jeszcze jakieś listy do mnie, lecz ich nie dosta­łem, gdyż nadawcy nie zamieścili swego adresu zwrotnego, a takich listów przecież nie można posyłać do więzienia, musi być adres nadawcy. Imieniny były dla mnie radosne, bo prze­cież Ty Mamo byłaś przy mnie. Poza tym towarzysze niedoli złożyli mi życzenia, które przepiliśmy gorzką, czarną kawą, zakąsili chlebem czarnym i twardym jak nasza dola i tak uczci­liśmy uroczystość. Nie było mi jednak wcale przykro. To do­brze czasem poczuć się takim małym, nic nie znaczącym py­łem, wtedy swobodniej z Bogiem i swoim Patronem porozma­wiać. A zresztą miałem poczucie, że wiele serc przyjaznych modli się za mną, że w mej intencji odprawiają się Msze św. I to niosło mi ulgę i ochłodę. Dostałem wreszcie również oby­dwie książki i szachy, i 50 zł, co sprawiło mi wielką radość. Już dotychczas nauczyłem się dość dobrze czytać po rosyjsku i cieszę się, że przecież coś korzystam z tego czasu, który czło­wiek tak boleśnie tutaj marnuje. Dla mnie bezczynność jest stokroć większą męką niż najcięższa praca. Toteż chodzę nie­raz całymi dniami po celi i tłukę się po jej ścianach, jak zwie­rzę w klatce zamknięte.

Mamo! w tej chwili, gdy piszę ten list, upływa 11 lat od moich święceń kapłańskich. Pamiętasz Mamo? Tak samo szó­stego kwietnia była Palmowa Niedziela. Byłaś wówczas Mamo przy mnie. Przedarłaś się przez granicę, by uczestniczyć w mo­jej radości. Tak, Ty Mamo Najdroższa zawsze jesteś przy mnie i w smutku, i w radości, ale nadejdzie chwila, kiedy przyjdę do Ciebie ja i będziemy już razem do śmierci dzielić naszą radość, okupioną naszymi łzami, naszym bólem i naszym cier­pieniem.

Jeszcze raz życzę Ci tego Mamo, całuję Ciebie najserdecz­niej i Bożej polecam opiece. Pozdrów Mamo Kościelnego oraz Wszystkich Znajomych ze Sanatorium.

Twój Józek

Spis treści

 

 

LIST 9

 

Najukochańsza moja Mamo!

Gdyby ktoś obserwował zewnętrzne życie nas obydwu, to właśnie mógłby powiedzieć, że jest ono względnie unormo­wane. Przecież regularnie co miesiąc zasiadam przy więzien­nym stoliku, by skreślić do Ciebie Mamusiu słowa, w których chciałbym zamknąć całą duszę. Regularnie co miesiąc otrzy­muję Twoje kochane listy, niosące mi pociechę i ochłodę. Re­gularnie co miesiąc spoglądamy na siebie przez druciane prze­grody i badając się nawzajem wzrokiem, wymieniamy pocie­chy i smutki. Tak na pozór życie unormowane, ale to złudny pozór. Kto by wejrzał w nasze serca, ten stwierdziłby, że tam wszystko wrze i kotłuje, jak w rozpalonej masie naszego słoń­ca. Mamusiu, ja dobrze zdaję sobie sprawę z tego, co Ty przeży­wasz. Choć zawsze na widzeniu na Twej kochanej twarzy maluje się spokój i uśmiech do mnie skierowany śle mi otu­chę, jednak oczy Twoje Mamo mówią mi wszystko. Te oczy błyszczą mi nieraz w ciemnościach, gdy towarzyszy moich ogarnia błogi sen. Te oczy mówią mi o Twych nieprzespanych nocach Mamo, o Twych niepokojach i Twych modlitwach. Ty Mamo zawsze kryłaś ból Swego serca przed okiem ludzkim, ale ja Ciebie znam najlepiej na świecie. I dlatego tak mi Cie­bie Mamo ogromnie żal. Tak bardzo chciałbym zawsze pocie­szyć swym listem, dlatego piszę dużo, ale wiem, że kiedy czy­tasz te słowa, w Twych oczach błyszczą łzy. Nic Mamusiu, głowa do góry! To nic, że czas mija, a ja do Ciebie nie wra­cam. To nic, że ten czas z kromeczki Twego życia wygryza żarłocznie kęsy. Jeszcze pozostanie czasu dosyć, bym się Tobą znów zaopiekował i choć częściowo nagrodził Ci Twoje łzy i niepokoje. Wierzę w to mocno i niezachwianie i dlatego nie rozpaczam i nie załamuję się. Fizycznie trzymam się jak mogę. Cierpiałem wprawdzie na dolegliwości żołądka, lecz pomoc lekarska, którą otrzymałem, powoli chorobę likwiduje. Może teraz i z odżywieniem będzie nieco lepiej, bo może będę mógł zakupić nieco cukru, który jest tak ważnym składnikiem dla organizmu. 100 zł otrzymałem i składam Ci Mamo serdeczne za nie podziękowanie. Ty Mamo chyba sobie od ust odejmu­jesz, a mnie wystarczy 50 zł miesięcznie. Doręczono mi rów­nież grzebień i skarpetki. Bez pantofli na razie obejdę się. W każdym razie podziękuj Mamo p. Smazie za jego dobre serce i pozdrów jego rodzinę. Czy to jego żona choruje?

Jeśli chodzi o moje samopoczucie duchowe, to tutaj nasu­wa mi się jedno porównanie. Kiedy bywałem jeszcze w moich kochanych Tatrach, lubiłem czasami zachodzić w jedno sa­motne ustronie, które sam nazywałem „uwięzionym strumie­niem". Wśród skał dosyć głębokim korytem płynął górski po­toczek i wpadał nagle w zamkniętą kotlinę, skąd już wydobyć się nie mógł. l kłębiły się ustawicznie czyste wody przez wszystkie lata, ilekroć tam zachodziłem. Nieraz dziwiłem się, skąd płyną ustawicznie te nowe fale, rozbijające się o kamien­ną zaporę. Ale ten strumyczek nie wysychał nigdy i nigdy nie rezygnował ze swych usiłowań. Byłem tam, w owym zakątku, ostatni raz jesienią 1950 roku. Tatry wówczas zimowe i za­mglone wyglądały jak duże dojrzałe winogrono, a mój stru­myczek wił się jak zaczepiona srebrna nić babiego lata. I ob­raz ten żywo tkwi w mej pamięci. Często mi się zdaje, że je­stem tym zamkniętym strumieniem. I kto by ucho do mej du­szy przyłożył, usłyszałby cichy szmer tęsknoty. I to mnie czę­stokroć dziwi, skąd się w sercu biorą te ustawicznie płynące fale tęsknoty. Przecież po blisko dwóch latach winna się ona wyczerpać, a ona potężnieje.

Oto dzisiaj dzień Ducha Świętego, Zielone Świątki. Przy­mykam oczy na chwilę, kiedy słucham muzyki cieszyńskich dzwonów i zdaje mi się, że jestem znów przy ołtarzu, by skła­dać Panu Ofiarę czystą. Zdaje mi się, że wśród blasku świateł i zapachu kwiatów spływa na ołtarz Prastara Siła, Moc Ducha Świętego. Uczucie jest tak silne, że przez chwilę rozglądam się po szarej celi, by powrócić do rzeczywistości. Przez okno wpada słoneczny promień i rysuje na ścianie gruby cień kraty. Ale nawet ta szara rzeczywistość w dzisiejszym dniu jakaś uroczysta. Coś dziwnie przypomina, że Bóg jest najbliżej czło­wieka w cierpieniu, że ten Bóg jeszcze żyje, choć umarł w sercu pysznych ludzi. I ta myśl znowu krzepi i każe trwać, choć z ze­wnątrz dolatują odgłosy rozśpiewanych wycieczek, a zabłą­kane do celi powiewy niosą zapachy gór. Za jedno Bogu dzię­kuję, że już umiem i nad tęsknotą zapanować. Książka stała się mym jeszcze bardziej ukochanym przyjacielem i lekar­stwem na bolesne zadumy. A sny więzienne przenoszą mnie zawsze w jakieś dziwne okolice, w kraje, gdzie cytryna doj­rzewa, pomarańcz blask „majowe złoci drzewa". Doprawdy dziwne są więzienne sny. Na ogół jednak czuję się dość do­brze i proszę Cię Mamo, nie martw się o mnie. Proszę Cię Mamo byś złożyła ode mnie wyrazy serdecznego współczucia matce tego pana znajomego, który umarł, jak mi Mamo mówi­łaś. Był to człowiek szlachetny, dlatego w szacunku głębokim chylę głowę przed jego pamięcią i błagam Boga, by mu dał stokroć więcej szczęścia, niż zaznał cierpień. Serdeczne pozdrowienia ślę również dla całej rodziny pp. Fryziów. Czy zdrowi?, jak się czują? Przy tej okazji pozdrawiam pp. Ka­mieńskich, a pp. Stworzewiczom obojgu przesyłam moje szcze­re i serdeczne życzenia Imieninowe. I p. Malince dziękuję za miłą kartkę i ślę pozdrowienia. Proszę również życzenia Imie­ninowe p. Wandzie Malickiej (którą zawsze bardzo miło wspo­minam). Te same życzenia przesyłam p. Tosi i Wandzie Chrapkiewicz. (Czy p. Tosia czuje się lepiej?). Pp. Borgoszowie ze Sułkowic też prawie wszyscy obchodzą Imieniny, więc życzę im „Szczęść Boże". Wreszcie mym serdecznym Przyjaciołom ks. Baścikowi i ks. Zacharze na dni Imienin zasyłam gorące i modlitwą poparte, najlepsze życzenia sił i obfitości łask Bo­żych. Nie mogę do nich pisać, lecz choć w tych słowach wyrażam wdzięczność. I p. Dyrektorkę pozdrawiam serdecznie i pro­szę ją, by ode mnie przesłała pozdrowienia pp. Dr Młyńcom. Marysi też ślę dobre myśli, a Ciebie Mamo gorąco polecam Sercu Bożemu.

Twój Józef

Spis treści

 

 

LIST 10

Cieszyn, 6 lipca 1952 r.

Najukochańsza Mamusiu!

Gdyby mnie ktoś zapytał, jak często myślę o Tobie Mamo w celi więziennej, to byłoby mi dość trudno odpowiedzieć. Właściwie prędzej dałbym odpowiedź na pytanie, kiedy nie myślę o Tobie Mamusiu. Twoja kochana postać towarzyszy mi zawsze, we wszystkich sytuacjach smutnego życia, jest mi pociechą i pokrzepieniem. Najwięcej jednak biegną moje my­śli do Ciebie Mamo w miesiącu Twych Imienin. Wtedy naj­bardziej pragnę być blisko Ciebie i złożyć Ci Mamusiu życze­nia tak serdeczne, na jakie mnie tylko stać. Mamo, tyle pamię­tam Twoich Imienin i zawsze były one okryte jakimś smut­kiem, jakiś ciężar przygniatał nam serca. To nam śp. Tatuś leżał ciężko chory, to znowu Ty Mamo cierpiałaś, to inne spra­wy wyciskały Ci łzy z oczu. A teraz? Boże mój, wiem Mamu­siu, że uśmiech nie opromieni Twej kochanej twarzy na dzień 26 lipca, wiem że w ukryciu przed ludźmi wylejesz przed Bo­giem burzę we łzy roztopioną, mimo to Mamusiu chcę Ci prze­słać moje życzenia, życzenia, na jakie tylko może się zdobyć najbardziej kochające Cię serce. W ręce Najwyższego i św. Anny złożę moje ciche za Tobą prośby. I w nich postaram się zamknąć choć część tego, co się dla Ciebie Mamo w mym sercu nagromadziło. O siłę dla Ciebie Mamusiu błagać będę pokornie. O ukojenie Twego serca poproszę gorąco. Niech Cię spokój ogarnia Mamo, ten spokój Boży, który i mnie towarzy­szy, a który chroni przed rozpaczą i z opanowaniem uczy wy­czekiwać wszystkiego, cokolwiek się stanie. I do tych życzeń, zamkniętych w modlitewnych bukietach, doręczam Ci Mamo jeszcze raz moje głębokie i bardzo mocne przekonanie, że ja do Ciebie Mamusiu powrócę. Powrócę, to jedno wiem, choć nie wiem kiedy. Ale i to wiem, że Bóg jest miłosierny. On nie pozwoli nam cierpieć nad siły. On nie włoży nam na barki większego ciężaru niż byśmy unieść mogli. Mam jeszcze w ży­ciu tak wiele do zdziałania, a jedną z najważniejszych spraw jest zaopiekowanie się Tobą Mamo. To jest obowiązek dykto­wany mi sercem i zlecony przez umierającego śp. Ojca. I wi­dzisz Mamusiu, jedną z najboleśniejszych moich trosk po aresz­towaniu była myśl, że Ciebie zostawiłem bez opieki, bez środ­ków do życia na stare lata. I w ustawicznym niepokoju kołata­łem dniami nocami do bram miłosierdzia Bożego z prośbą o opiekę Opatrzności nad Tobą. I dzisiaj prawie po 2 latach ze wzruszeniem stwierdzam, że prośby moje posłuch znalazły. Ja nie pozostawiłem Ci Mamo żadnych zapasów, żadnych pie­niędzy (bo przecież żyliśmy oboje skromnie), a jednak nie bra­kło ludziom serc, które się otwarły dla Ciebie Mamo i nie po­zwoliły Ci zginąć z głodu. Jeszcze mnie Mamo wspomagasz, sobie od ust odejmując. Jeszcze raz podkreślam, że wszyscy Ci ludzie, którzy Ciebie Mamo wspierali w niedoli zaskarbili sobie u mnie najgłębszą wdzięczność. Powiedz im to Mamo, bo ja nie mogę. I dalej stwierdzam, że moje ciche prośby za Ciebie nie są daremne. Mamo, tak lękałem się o Ciebie, że się załamiesz po tylu nieszczęściach. Po dzień dzisiejszy widzę Cię Mamo jak w chwili mego aresztowania drżały Ci ręce. Ciche drżenie ogarnęło całą Twoją istotę, kiedy na smutne pożegnanie przytuliłem się do Twego serca. Pamiętam jak raz mówiłaś mi Mamo: „Ja bym umarła, gdybyś Ty został areszto­wany". To wszystko miałem przed oczyma w czasie ponie­wierki więziennej i wyznam Ci Mamusiu, lękałem się tylko o Ciebie, nie myśląc zupełnie o tym, co się stanie ze mną. I dzi­siaj, po blisko 2 latach, z dumą patrzę na Ciebie Mamo, kiedy widzę Cię nawet pogodną i pełną energii, ogarniętą zawsze tą jedną chęcią matczynego serca, by mnie pomóc i ulżyć. A ileż ja Mamo nawzajem zawdzięczam tym Twoim modlitwom, które wiem, bezustannie zasyłasz, by mnie pokrzepić. Mogę Cię Mamusiu również zapewnić, że Bóg Cię wysłuchuje. Spokój, który posiadam, przez Ciebie Mamo jest wymodlony. Inaczej dawno bym oszalał, a zwłaszcza w tych obecnych cudownych miesiącach, kiedy wspaniałe lato ciągnie na tatrzańskie szczy­ty, nad rzeki czy jeziora. O jakżeż ciężko w takim czasie w wię­ziennej celi, w rozpalonych murach, w ustawicznie dusznym powietrzu. Ty wiesz Mamo, co ja przechodzę obecnie, ja, któ­ry byłem tak zżyty z przyrodą. Jaka tęsknota szarpie sercem więźnia, by choć na chwilę zobaczyć falujące zagony zbóż, by choć raz wchłonąć w płuca zapach drzew lub świeżego siana. Nie przypuszczałem, że można za tymi przyjemnościami tak tęsknić. Spytaj Mamo ludzi na wolności, czy choć raz dzięko­wali Bogu za to, że mogą do woli cieszyć się powietrzem i słoń­cem, bo można tego nie mieć. I dzisiaj taka cudowna niedzie­la, a ja siedzę w dusznej celi i wszystkie obrazy wakacyjne jak barwny film przesuwają się przed oczyma. A jednak choć tak ciężko, jestem spokojny, nie rozpaczam i ten stan właśnie Ty Mamo mi wymodliłaś. A więc w nieszczęściu naszym jest nam pociechą myśl, że przecież nie załamaliśmy się nawzajem, chociaż oboje siwiejemy na wyścigi.

Mamusiu! jeśli pojedziesz do Częstochowy, proś dalej, proś gorąco o siły dla mnie, zwłaszcza w tych letnich miesiącach, bo choć w zimie zimno dokuczy, jednak wolę w więzieniu dwie zimy niż jedno lato. Największą moją przyjaciółką w niedoli więziennej stała się książka. Zawsze była mi droga, ale obecnie prawie zakochałem się w książkach i czytam, ile tylko mogę. Z każdej książki nauczyłem się dobywać krople piękna i praw­dy, a więc choć trochę można wzbogacić umysł w więzieniu. Miałaś... (skreślone 2 linijki) Pantofli nie otrzymałem, proszę je zabrać na widzenie. Będę prosił o nie, bo przecie inni otrzymali.

W czerwcu otrzymałem tylko l list od Ciebie Mamo. Nie wiem czy ks. Zachara pisał, czy nie. Proszę przeprosić pp. dr Wietrznych, że nie zwróciłem zaraz inhalatora. Myślę, że już Mama oddała. Proszę się im kłaniać, jak również pp. dr Smolarskim, a zwłaszcza pp. dr Młyńcom. P. Malince Marysi przesy­łam życzenia Imieninowe. Życzę Jej miłego odpoczynku. Niech pozdrowi Tatry ode mnie. I maturzystom tegorocznym życzę „Szczęść Boże" w dalszym życiu. Specjalne życzenia ślę dla Żywiotówny i Mydlarówny. Żal mi Marysi Cholewianki i Małysówny. Księżom życzę zasłużonego wypoczynku. I p. Dy­rektorce, której ślę ukłony, niech krzepi ducha i czoło w wa­kacyjnym słonku. Ślę też ukłony dla Czcigodnych Sióstr, dla pp. Fryziów z całą familią (pewnie już i Franek) i dla pp. Budkowskich. I Marysię pięknie pozdrawiam. Specjalne pozdro­wienia (przekreślone) i dla (przekreślone). A Ciebie Mamusiu gorąco całuję. Z Bogiem.

Józef

Spis treści

 

 

LIST 11

Cieszyn, 3 sierpnia 1952 r.

Najukochańsza Moja Mamo!

W ciężkim, smutnym i ponurym życiu więziennym bywa­ją też i chwile jaśniejsze, ale gdyby mnie ktokolwiek zapytał, które, to odpowiedziałbym krótko, radosne dla mnie to tylko te, w których mam jakąkolwiek łączność z Tobą Mamo. Tak Mamusiu, moje myśli i modlitwy pełne są Ciebie. Dlatego tylekroć w ciszy dnia i nocy myśli moje płyną ku Tobie Mamo, dlatego tak lubię się modlić za Ciebie, dlatego tak zawsze ocze­kuję tego dnia, kiedy widzę Ciebie Mamo, choć za kratami, ale lak blisko. Dlatego z prawdziwą radością siadam co mie­siąc przy więziennym stoliku, by na papierze przesłać Ci Ma­musiu słowa dyktowane nie tyle mózgiem, ile raczej sercem. I tak zawsze chciałbym w każdym liście zamknąć całą moją duszę. Chciałbym zawsze napisać Ci Mamo wszystko co czu­ję i poskarżyć się przed Twym sercem, ale jeszcze bardziej przesłać Ci choć promień pociechy, który by ozłocił Twój smutek Mamo i Twoje opuszczenie. Ale tu o pociechę tak trud­no. Wiem, że jedyną pociechą dla Ciebie Mamusiu byłby mój powrót. Wiem, że wróceniem moim lat życia bym Ci przyspo­rzył, ale na razie próżno się spodziewać. Liczyłaś pewnie Mamo (jak i tyle matek w Polsce), że może w tym okresie Konstytu­cji skończy się nasza udręka, ale minęły wielkie dni, a niedola nasza nie uległa najmniejszej zmianie. Żal mi Cię Mamuś, ale ufam, że i teraz się nie załamiesz. Ja patrzę wokół siebie obo­jętnym wzrokiem, zaczynam coraz bardziej rozumieć, że wi­docznie trzeba kielich goryczy wychylić aż do samego dna, do ostatniej kropelki. Za wszelką cenę staram się zobojętnieć na całą gorycz więziennego życia, ale to nie przychodzi tak łatwo. Ty Mamo, która byłaś Piastunką moją, Ty znasz mnie najlepiej na świecie. Ty wiesz, że Bóg dał mi dziwnie uczu­ciową naturę (odziedziczoną zresztą po Tobie), dlatego prze­żywam wszystko w więzieniu o wiele głębiej niż ci ludzie, których uczucie jest płytkie. Nie byłem przez życie rozpiesz­czony, bo Ty Mamo porodziłaś mnie w czasie wojennego gło­du. Ty Mamo najlepiej wiesz, że ciężkie były moje lata stu­denckie i nic słoneczne czasy, kiedy już mogłem na siebie za­pracować. Nie wydelikaciło mnie życie, toteż śmiało borykam się z wszystkimi trudami i niedolą, jaką niesie życie za krata­mi. Ty jednak Mamo również znasz mnie najlepiej pod tym względem, że byłem tak zżyty z moja pracą, a zarazem z przy­rodą. Ty Mamo pamiętasz, że dzieckiem będąc, dążyłem za­wsze do lasu, do pól i szczytów górskich. Dlatego też jeden jedyny czynnik, który mnie tu gnębi, to nieopisana tęsknota. Wobec niej jestem bezsilny. Myślałem, że z biegiem czasu ona zmaleje, a tymczasem to uczucie pali duszę, potęguje się z dniem każdym. Mamo, tak mi tęskno, bo mnie oderwali od ołtarza, gdzie składałem Panu Ofiarę czystą. Tak mi tęskno za widokiem zbóż, za lasem, za Tatrami moimi. Spytaj się Mamo tych wszystkich, którzy tam chodzą moimi ścieżkami tatrzań­skimi, czy ich tam czasem moja nie straszy tęsknota. Ale nie myśl Mamo Kochana, że ja tu rozpaczam i płaczę. Choć mi czasem smutno i źle, mnie nie wolno nigdy współtowarzyszom niedoli okazać przygnębienia. Moje stanowisko nakazuje mi stale drugich pocieszać, a o sobie zapomnieć. Zresztą u mnie tak łatwo o łzy, jak o błyskawice w grudniu, a szkoda, bo łzy często ulgę przynoszą. Ale też bywają łzy dziwne, chłodne, skąpo spływające. Wyciska je po kropli smutek uciskające serce nieudźwignionym brzemieniem. Takie łzy nie przynoszą ulgi. Nędza płacze takimi łzami i nie był jeszcze nieszczęśliwy ten, kto ich nie przelewał. I właśnie takim łzom ja się nic poddam Mamo i modlitwy Twoje przed nimi mnie ochronią. Zresztą może za dużo o tych łzach piszę, ja, który zawsze uczyłem drugich, że cierpieć należy z uśmiechem. Ale powiem Ci Mamo, że cierpienie ma też swoje jasne strony. Tak Mamo, nigdy nie odczuwałem, że Bóg jest tak blisko mnie, jak wła­śnie w tym moim poniżeniu i mojej niedoli. Mamo, Ty rozu­miesz, co to znaczy dla mnie siedzieć w to przepiękne lato, w te upalne dni w rozpalonej celi. Cztery kroki od drzwi do okna, cztery od okna do drzwi, to cała moja przestrzeń życia. Wąski skrawek nieba to cały widok, gdzie ucieka wzrok. I kie­dy w taką właśnie upalną letnią niedzielę, skąpaną w słonecz­nej radości coś w duszy płacze i wyrywa się za te przeklęte mury i kraty, wtedy czuję, że Bóg jest blisko mnie. Kiedy bu­dzę się rano na więziennej pościeli i spojrzę na kraty sczernia­łe, kiedy znowu trzeba zaczynać dzień tak boleśnie podobny do tylu minionych, kiedy wspomnę, że tyle lat mam się jeszcze męczyć i konać z tęsknoty, wtedy Mamo wierz mi, czuję że Bóg jest blisko mnie. Kiedy potem za chwilę biorę kawał chleba czarnego i twardego jak nasza dola, kiedy już na kilka dni naprzód wiem, jaka będzie zupa, kiedy tak czasami zatę­skni się za szklanką herbaty, wtedy czuję, że Bóg jest przy mnie. Lub kiedy nieraz do późnej nocy sen nie chce skleić powiek szeroko otwartych, wtedy spoglądam na głowy śpią­cych wokół towarzyszy. Jacyś różni to ludzie. Wykolejeni cza­sem i obłąkani, nieraz ich ręce krwią splamione i wydaje mi się, że nad ich głowami unoszą się widma krwawe ich ofiar pomordowanych. I znowu wtedy buntuje się coś w sercu i na­suwa się natrętne pytanie, przecież ja nikomu w życiu krzyw­dy nie uczyniłem, za cóż ja tu razem z tymi. I wówczas przed oczyma zamajaczy widmo Krzyża, na którym rozpięty wisi Ten, który przeszedł świat, dobrze czyniąc, a świat Go powie­sił na drzewie hańby między dwoma złoczyńcami. I zdaje mi się wówczas, że Mistrz mój patrzy na mnie z wyrzutem, wska­zuje mi cierpienie Swoje i przypomina Swe słowa: „Nie może być uczeń nad mistrza". Tak Mamo, nie chciałbym Ci tu kazań wypisywać tylko się dzielę z Tobą moimi spostrzeżeniami i stwierdzam, że Boga najlepiej i z bliska poznaje się w cier­pieniu. Tak, prawdą jest, że kto nie rosił łzami kęsa chleba, kto nie spędzał długich bezsennych nocy, płacząc nad sobą w opuszczeniu, ten nigdy nie pozna drogi Boga. W jedynym tylko wypadku Bóg wydaje mi się daleki, a mianowicie, kiedy myślę o Twoim cierpieniu Mamo. Ja na Ciebie tyle lat patrzy­łem Mamo i zawsze mi się zdaje, że kielich Twego cierpienia już dawno się przelewa. O, daj Ci Boże Mamusiu jeszcze chwi­le jasne i spokojne. Mamo! Nie martw się, te chwile dawno sobie wysłużyłaś.

Trochę się martwię, bo nie dostałem od Mamy ani jedne­go listu w lipcu. Nadeszła tylko kartka z Częstochowy i proszę za nią i za modlitwy podziękować wszystkim podpisanym. Składam „Bóg zapłać" ks. Józefowi i jego Gromadce za mo­dlitwy i pozdrowienia jakie mi przesłał z Kalwarii. Również od Heni dostałem list l-go sierpnia. Proszę jej serdecznie po­dziękować i pozdrowić z całą Rodziną. Pantofle, które Mama przywiozła, również otrzymałem. Trochę się przedzierają, ale może je dam tutaj do naprawy. Jeśli Mama przyjedzie na wi­dzenie w sierpniu, to proszę mi przywieźć ze 2 kawałki mydła toaletowego, bo tu nie mogę kupić. Zresztą pewnie i u Was ciężko o takie rzeczy. Bardzo Mamę proszę o to, co mówiłem na widzeniu o siostrze Romana. To naprawdę dobrzy i zacni ludzie, proszę im okazać głęboki szacunek.

Zdrowotnie trzymam się jak mogę, tylko wciąż nie mogę jeść. Mama pamięta, że na wolności mało jadałem, a tu czasa­mi nie mogę jeść wcale. To brak powietrza i witamin tak się odbija. Na razie ubyło mnie w więzieniu 5 kg, to jeszcze za

2 lata nie jest tak źle. Czytam bardzo dużo i studiuję kiedy mogę, by czas wykorzystać. Nie trap się Mamusiu o mnie, ja do Ciebie wrócę.

Przesyłam ukłony i serdecznie pozdrawiam ks. Kanonika i wszystkich poszczególnych Księży oraz czcigodne Siostry. Pani Dyrektorce ślę dużo dobrych myśli. Pozdrawiam pp. Frysiów z przynależnymi Rodzinami. Proszę również pozdrowić pp. Babuchowskich i Zagórskich. Jak p. Śluzowa ze zdrowiem? Modlę się za nią. Ciebie Mamo tak gorąco i serdecznie całuję i Bożej polecam opiece.

Józef

Spis treści

 

 


LIST 12

Strzelce Opolskie, 17 września 1952 r.

Najukochańsza Mamusiu!

Dnia 10 września zostałem wywieziony z Cieszyna i wagonem-więźniarką pod wieczór przewieziono mnie do wię­zienia w Strzelcach Opolskich.

Jakżeż biło mi serce, kiedy przejeżdżałem przez Bielsko i małymi szczelinami obserwowałem znajome strony. Z pew­nym żalem opuszczałem Cieszyn. Spędziłem tam 9 miesięcy i nawet do miejsca cierpienia można się nieco przyzwyczaić. Cieszyn to więzienie zaciszne, a choć nie było tam rozkoszy, cieszyłem się, że jestem bliżej Ciebie Mamo. Obecnie znajdu­ję się jeszcze 64 km za Katowicami. Do Strzelec Opolskich jedzie się z Katowic przez Zabrze, Gliwice, Pyskowice. Jest tu więzienie ogromne, centralne. Mam ustawiczny szum w gło­wie, bo wokół mnie mówi się ustawicznie, tłum ludzi, tych postaci szarych, wybladłych i smutnych. Jakie tu będą warun­ki, trudno mi na razie określić. Początki w każdym więzieniu są zawsze ciężkie. Nie ma się tutaj nikogo, czuje się człowiek obcy i samotny, choć ludzi tutaj tak wiele. Dziwna rzecz, za­wsze to, co złe, idzie za człowiekiem wszędzie, a to, co dobre, trzeba zdobywać z trudem. Zimno, niewygody, smutek i tęsk­nota wędrują za więźniem wszędzie jako nieodłączni towa­rzysze. Ale i tu do celi dochodzi do mnie głos dzwonów i tu Boże oko przebija mury i kraty. Cieszę się, że nic opuszcza mnie pewna otucha i nadzieja, pewnie wymodlona przez Cie­bie Mamusiu. Smutno, bo smutno, ale to nie rozpaczanie z za­łamaniem. Mamo kochana, nie martw się o mnie, ja nie zginę w tej poniewierce, ale wrócę do Ciebie. Przecież Bóg się na­reszcie kiedyś ulituje nade mną i Twoim cierpieniom Mamo kiedyś położy kres. Tak czuję Mamo sercem całym i mimo beznadziejności, i mimo widoku tylu lat więzienia, które mnie jeszcze czekają nie było jeszcze dnia, w którym przestałbym wierzyć i ufać, że przetrwam to wszystko i do Ciebie Mamo wrócę. Nie wiem Mamusiu, czy będziesz się do mnie faty­gować, bo to daleko. Podróż kosztuje i wymaga trudów wiele, więc żal Cię Mamusiu, bo skądże Ty masz biedna czerpać środ­ki na to wszystko. Widzenia odbywają się tutaj 2 razy w tygo­dniu: we wtorki i w piątki. Gdybyś się kiedy Mamo wybrała do mnie, to może ks. Kanonik dałby Mamie list z pieczęcią do tutejszego proboszcza z prośbą, by się Mama mogła tu na ple­bani przenocować, bo w jednym dniu nie da się obrócić. Je­dzenie jest tu może trochę lepsze niż w Cieszynie. Można tak­że coś kupić na wypiskę za 120 zł na miesiąc. Jeśli się pracuje, to można sobie coś kupić 2 razy w miesiącu. Spodziewam się, że może tu pracę uzyskam. Chciałbym pracować, choć nie czuję się silny, ale już te 2 lata siedzenia w celi, ta straszna nuda więzienna dała mi się już dobrze we znaki. Wczoraj osadzono u mnie w celi jednego księdza, więc ucieszyłem się bardzo. Zawsze lżej, gdy bratnia dusza jest blisko. Mijają dla nas Mamo smutne rocznice. Jutro trzy lata od śmierci naszego śp. Tatu­sia. Cały dzień poświęcę modlitwie za spokój Jego duszy. W październiku znów mija rocznica, ale chyba jeszcze w paź­dzierniku napiszę. Odpisz Mamo jeszcze we wrześniu, bo w tym miesiącu nie dostałem jeszcze żadnego listu. W Cie­szynie dotarły do mnie 2 kartki: od ks. Józefa z Częstochowy i od p. Malinki i p. Chrapkicwicz Wandy z Tatr. Najserdecz­niej dziękuję za pamięć i przesyłam im pozdrowienia. Proszę również napisać do ks. Karety, że wyjechałem do Strzelec. Adres do Niego: Ks. Wilhelm Kareta, Pierściec obok Skoczo­wa, pow. Cieszyn. Proszę mu napisać, by o moim wyjeździe zawiadomił Dianę i serdecznie ją pozdrowił. Kończę tymcza­sem i najserdeczniej Cię Mamusiu całuję i Bogu polecam. Łączę ukłony i pozdrowienia dla Czcigodnych Księży, Sióstr, p. Dyrektorki, pp. Fryziów i Babichowskich. Z Bogiem.

Józef

P.S. Proszę pozdrowić serdecznie siostrę Romana.

Spis treści

 

 

LIST 13

Strzelce Opolskie, 2 października 1952 r.

Najukochańsza Mamusiu!

Pisałem już tutaj z nowego miejsca list do Ciebie 20 wrze­śnia, lecz nie wiem, czy go Mama otrzymała. Dlatego też jesz­cze raz donoszę, że 10 września zostałem przewieziony do Strzelec Opolskich. Napisz Mamusiu natychmiast, bo wciąż jestem niepewny, czy już wiesz o moim nowym miejscu. Wi­dzenia są tu również raz w miesiącu we wtorek albo w piątek. Wprawdzie tu nie potrzeba przepustki, ale to o wiele dalej niż do Cieszyna. Za Katowicami jeszcze 64 km, więc nie wiem Mamo, czy opłaca się na tę chwileczkę widzenia tak się ponie­wierać. Oczywiście widzenie to dla mnie najradośniejsza chwi­la, ale mi Ciebie Mamo żal, że na stare lata musisz się tak trudzić. Zresztą i kosztuje taka podróż też niemało. Pieniądze przesłane do Cieszyna już tu nadeszły i mogłem sobie za nie coś kupić. Kupno dozwolone jest tutaj raz w miesiącu najwy­żej za 100 zł. Niestety tłuszczu i tu również kupić nie można, a zresztą już zapomniałem, jak tłuszcz smakuje. Na ogół czuję się dość dobrze, choć do Cieszyna już nawet przywykłem i nie mogę się do nowych warunków przyzwyczaić. Tak dziwnie czuję się smutny i osamotniony, choć tu ludzi tak wiele. Spo­dziewałem się, że może dostanę jaką pracę, ale teraz wątpię. O nic w więzieniu nie proszę, zobojętniałem na wszystko, co­kolwiek się ze mną dzieje. A zresztą kogo tu wzruszą łzy czy smutek? Każdy zajęty swym losem i własną biedą. Mamusiu! znów zbliżają się nasze smutne rocznice. Oto zbliżają się Twoje urodziny i moje 2 lata niedoli. Wiem, że smutno Ci będzie najdroższa moja Mamo, gdy znów sama spędzać będziesz 61 rocznicę swego życia. Mimo to przyjmij Mamo moje najgorętsze życzenia. Niech Ci Mamo Bóg Twoje zbolałe serce ukoi spokojem i cichą nadzieją, że skończy się nasza udręka. Tyle Ci tylko mogę życzyć Mamo, a zarazem zapewnić Cię, że je­stem uczuciem i myślą wciąż przy Tobie. Jeśli po tych 2 la­tach mej niewoli mam jeszcze ochotę do życia, to przede wszystkim chcę jeszcze dla Boga pracować, a zarazem Tobie najdroższa Mamo otrzeć łzy. Mamo, może czasem źle mnie rozumiałaś, ale pamiętaj, że zawsze pragnąłem w życiu oto­czyć Cię moją najgłębszą miłością i opieką. Mamo ja nigdy nie zapomnę tego, żeś Ty sobie tyle razy od ust odejmowała, by mnie dać, co mi potrzeba. Mamusiu pamiętaj, ja do Ciebie wrócę i jeszcze będzie nam dobrze razem. A więc to już 2 lata naszego cierpienia. Niby czas leci szybko, ale jednak te 2 lata były dla mnie długie, nabrzmiałe bólem i tęsknotą. I dziś ten ból wcale się nie zmniejszył. Moja tęsknota jest tak wielka, jak w pierwszych dniach po aresztowaniu. Mimo to dziękuję Bogu za zdrowie i siły. U Bożych stóp składam moje bolesne 2 lata. Ile lat będę musiał jeszcze tu cierpieć, nie wiem. Wiem tylko tyle, że Bóg nam nie pozwoli cierpieć nad siły. Tylko nieraz tak boleśnie dręczy pytanie, za jakie zbrodnie musi się tu człowiek tłuc jak zwierzę zamknięte w klatce? Przecież jam nikogo w życiu mym nie skrzywdził! Tylko Tyś Mamo moja jedyna dla mnie pociechą. Tylko Ty Mamo masz dla mnie praw­dziwe uczucie, a wszystkie inne na świecie zawodzą. Nie za­pominam jednak o tych wszystkich ludziach, którzy Tobie Mamo pomagają. Jeszcze raz proszę im wyrazić moją najser­deczniejszą wdzięczność. Proszę serdecznie pozdrowić siostrę Romana. Dlaczego nic do mnie nie napisze? Przesyłam też wiele serdecznych życzeń dla p. Ireny i Franciszka Frysiów oraz p. Kamińskiej. Składam również życzenia Tadeuszom i p. inż. Pietrzykowi i Pabiszowi z Górnicy, l p. Jadzi, jeśli jeszcze jest w Andrychowie. Serdecznie życzę ks. Kanonikowi i wszystkim Księżom ślę ukłony i bardzo, bardzo proszę o modlitewną jałmużnę. I p. Dyrektorce życzę pociechy w tęsknocie za szkołą. Pozdrawiam pp. Zagórskich, Babichowskich i wszystkich znajomych.

Jak najserdeczniej Ciebie Mamo całuję i Bogu polecam. Proszę zaraz odpisać i dużo modlić się za mnie w październiku.

Z Bogiem.                      ^

Józef

P.S. Łączę pozdrowienia dla Marysi i ucałowania Ewie.

Spis treści

 

 

LIST 14

Strzelce Opolskie, 2 listopada 1952 r.

Najukochańsza Mamusiu!

I tak płyną miesiące i dni. Każdy list, który piszę do Cie­bie Mamo, przypomina roi, że znowu minęło 30 bolesnych dni. Każdy mój list Mamo to nieudolna próba wyrażenia tego, co czuję w sercu, tego, co przeżywam. Nigdy jednak to mi się nie udaje. Zresztą po cóż pisać wciąż o tym, że niewola jest gorzka i ciężka. Ty Mamo pod tym względem najlepiej mnie rozumiesz. Przykro mi, że ani we wrześniu, ani w październi­ku nie otrzymałem żadnego listu. Nie wiem, czy list nie do­szedł, czy też może nikt nie napisał. A szkoda, bo przecież list przynosi więźniowi zawsze ten powiew wolności, daje mu to poczucie, że przecież ktoś o nim myśli i jeszcze te więzienne mury nie są dla niego mogiłą. Napisz więc Mamo, bo przecież tylko Ty pozostałaś mi jeszcze na świecie, na innych ludzi nie liczę, bo niestety cechą ludzkiego serca jest zapominanie. Tyl­ko w Twoje serce Mamo wierzę i ufam, dlatego zawsze, gdy nie mam od Ciebie wiadomości, ogarnia mnie tu lęk, czy Ci Mamo nie stało się coś złego. Ale przepraszam, dostałem w paź­dzierniku list przeadresowany z Cieszyna od mego ucznia. Wstąpił on do Pallotynów. Rodem z Wieprza. Adres jego brzmi: Koszyk Seweryn, Ząbkowice Śląskie, ul. Piastowska 2, woj. Wrocław. Proszę mu odpisać i podziękować serdecznie za list. Przesyłam mu gorące życzenia najobfitszych Bożych łask do osiągnięcia obranego celu. Te same życzenia przesyłam dla Stefka Bryksy do Krakowa. Dziękuję Ci również Mamusiu za pieniądze, które otrzymałem. Jak już pisałem, wolno nam raz w miesiącu kupić żywności za 100 zł. Można kupić l kg cu­kru, suchary, cukierki i jajka. Czasem można coś kupić dodatkowo jeszcze za 50 zł (prócz tych 100), ale to rzadko się zda­rza. Gdybym pracował, mógłbym sobie kupić żywności 2 razy w miesiącu po 100 zł. Prosiłem już kilkakrotnie u prace, ale wszystko daremnie. Nie wiem, dlaczego pracy uzyskać nie mogę i już trzeci rok jak zamknięte zwierzę krążę po celi cały­mi dniami od okna do drzwi. Ciężko mi Mamusiu, bardzo cięż­ko, ale nauczyłem się tak mocno zaciskać zęby, że coraz bar­dziej obojętnieję na wszystko. Tylko modlitwa krzepi mnie codziennie. Tu dopiero w więzieniu nauczyłem się mieć Boga za powiernika. Tu nauczyłem się Jemu przesyłać każdą bole­sną myśl, każde westchnienie tęsknoty i każdą łzę smutku, która codziennie ciśnie się do oka w tym życiu ciężkim i ponurym. I Ciebie Mamusiu nadal gorąco proszę o Twe modlitwy. Ufam mocno, że Ty Mamo uprosisz mi siły do przetrwania, uprosisz Mamo, że przecież nie będę się dręczył jeszcze 6 lat i wrócę do Ciebie w zdrowiu. Mamo, proś za mną gorąco miłosierdzie Boże, bym nie wrócił kaleką, bo przecież tak trudno zachować zdrowie, gdy trzeba cierpieć przez tak długie lata. Ale dotych­czas dzięki Bogu jestem dość zdrowy. Nawet apetyt tak mi się poprawił, że jestem tu stałe głodny. Zjadani wszystko i zjadł­bym jeszcze więcej, choć w Cieszynie nie zjadałem nigdy swej porcji. To brak tłuszczu powoduje, że zjada się tak dużo. Czy Mamo napisałaś do Bilińskiego i do Eli w tej sprawie, o której mówiłem? Pp. Babuchowscy i pp. Kołaczkowie też mogliby to załatwić, bo tam mają swoich. Niech ich Mama o to popro­si, a może i pp. Fryziowie byliby w stanie to załatwić. Prze­praszam za natrętność, lecz może Bóg kiedy pozwoli mi to wynagrodzić. Jeśli Mamusiu będziesz w Katowicach, pomów z moim adwokatem i zapytaj go, czy mógłby on napisać proś­bę o ułaskawienie. Proszę go wpierw spytać, co on sądzi o tym. Dziękuję Ci też Mamo za to, że przyjechałaś na widzenie. Tyl­ko mi przykro, że na te kilka minut trzeba się długo poniewie­rać. Niech Ci Bóg zapłaci Mamusiu za Twe serce. Dziś dzień Zaduszny. Myśli moje uciekają na grób Tatu­sia i wszystkie modły za niego ofiaruję. Mamusiu całuję Cię po synowsku i Bożej opiece polecam. Proszę przesłać pozdro­wienia: Księżom, Siostrom, p. Dyrektorce i wszystkim Znajo­mym. Składam życzenia imieninowe p. Edmundowi Babuchowskiemu (pozdrowienia dla całej Rodziny) oraz dziadko­wi p. Karolowi Opałce. Proszę ucałować Ewę i pozdrowić Marysię.

Józef

Spis treści

 

 

LIST 15

 

Strzelce Opolskie, 3 grudnia 1952 r.

Najukochańsza moja Mamo!

Wróciłem z widzenia do celi, patrzę znów na te kraty i ścia­ny bielone wapnem i wciąż mi się zdaje, że jeszcze w świetle żarówki jaśnieje Mamo Twoja kochana twarz i Twe oczy do­bre, co zawsze tak troskliwie patrzą na moją nędzę i łachma­ny. I znów trzeba długi miesiąc czekać na tę krótką, a tak rado­sną chwilę.

U mnie Mamusiu, jak zwykle nic nowego. Skończyły się już te długie, latami trwające oczekiwania na amnestię. Była ona zawsze szczytem marzeń dla ludzi za kratami, przycho­dziła w snach i nadzieją krzepiła obolałe serca. I nareszcie nadeszła. Ale spodziewaliśmy się, że będzie ona z okazji Kon­stytucji przynajmniej taka sama jak w 1947 r., lub że obejmie wszystkich. Mnie oczywiście zawsze wiatr w oczy wieje. Mój artykuł nie podpada pod amnestię. Proszę jednak poradzić się w tej sprawie mego obrońcy, bo nawet i wyłączone artykuły ma objąć amnestia, jeśli przestępca nie był organizatorem lub przywódcą! nie splamił rąk ludzką krwią. Na mnie przecież te cechy nie ciążą, więc obrońca mógłby wnieść starania, by amnestia zbiła mi z część wyroku, tym bardziej, że z tego arty­kułu zostałem skazany tylko na podstawie przypuszczenia. A zresztą zobojętniałem już na wszystko i na łaski nie liczę. Zacisnąłem zęby i cierpię już trzeci rok, ale sędzią moim jest moje własne sumienie, które nie wyrzuca mi krzywdy komu­kolwiek wyrządzonej. Boga i Polski nie zdradziłem i nie zdra­dzę nigdy i to jest dla mnie źródłem spokoju i siły w nie­szczęściu. A Bóg choć mnie prowadzi drogą ciernistą, ale mnie darzy nadzwyczajnym zdrowiem i mocą. Przecież nie mam tu żadnych specjalnych udogodnień, jem to samo co inni, a prze­cież zawsze lepiej od innych wyglądam. A przecież i z daw­nych lat nie wyniosłem nadzwyczajnych sił, bo Ty Mamo naj­lepiej wiesz, że moje życie „różowe" nie było. l Ty Mamusiu jakoś się trzymasz mimo wieku i nieszczęść, jakie na Ciebie spadają. Dobre serca ludzkie nie pozwolą Ci zginąć. I mnie Mamo wspomagasz w biedzie, choć sama biedna nic nie masz. Dlatego jeszcze raz wszystkim tym ludziom, którzy Mamo o Tobie nie zapominają, składam moje najserdeczniejsze „Bóg zapłać". Jestem pełen nadziei, że jeszcze zdołam w życiu choć w części się im odwdzięczyć. W zeszłym liście może krzyw­dząco wyraziłem się, że ludzie o mnie zapominają. Napisałem to jednak pod wpływem uczucia, ponieważ 2 miesiące nic otrzymałem listu. Tak wielu ludziom w Andrychowie winien jestem wdzięczność za modlitwy i pomoc materialną, że trud­no mi wszystkich wymienić. Szczególniej dziękuję za dużo serca Siostrze Przełożonej i wszystkim Siostrom. Niech Im Boża Dziecina swoją radością zapłaci za to, że tak o Mamie pamiętają. I Kościelnemu wyrażam serdeczną podziękę za to, co dla Mamy i mnie tylokrotnie okazał. Poczciwy Stanisław, nigdy nie zapomnę jego łez, które błyszczały mu w oczach, kiedy był u mnie na odwiedzinach. Ja wiem, że on codziennie poleca mnie Bogu, gdy swoje świeczki zapala. Pp. Biabiarzom też proszę wyrazić ode mnie serdeczne „Bóg zapłać". Dla wszystkich łączę życzenia obfitych łask Bożych na Święta. Boże mój, to trzecie Święta Bożego Narodzenia, na które prze­syłam Ci Mamo życzenia moje. Tak mi ciężko Mamusiu co­kolwiek Ci życzyć, bo wiem, że każde me słowo odbija się bolesnym echem w Twym sercu. Wiem, że Wieczór Wigilijny będzie dla Ciebie Mamo bolesną chwilą, w której chętnie skry­łabyś się w ciemny kąt, by pozostać sama ze swoim cierpie­niem. Pewnie z Marysią, która dzieliła już tak wiele ciosów naszego życia, zjecie kolację wigilijną i połamiecie się opłat­kiem, ale tu opłatek boleśnie przyjdzie Ci połknąć. Rozumiem Cię Mamusiu dobrze, boja tak samo tutaj przeżywam te chwi­le. Choć tu nie ma wieczerzy wigilijnej i święta w więzieniu są zwykłymi szarymi dniami, jednak tak trudno je przeżyć. Tyle wspomnień boleśnie ciśnie się na pamięć, że gdyby się człowiek poddał uczuciu, to chyba serce nie wytrzymałoby bólu. Ale Mamusiu, nas już przecież cierpienie zahartowało i łzy nasze tak łatwo nie płyną. Nauczyliśmy się w nieszczę­ściu szukać pociechy u Tego, co patrzy do wnętrza serc i liczy każdą łzę niedoli. Tyle więc tylko Mamusiu moja życzę Ci na Święta, by Ten, co rodził się w poniżeniu podobnym do mego, napełnił Ci duszę pokojem, który jest dla ludzi takich jak Ty Mamo, dla ludzi dobrej woli. Ja Mamusiu znam najlepiej Twe życie i wiem, że ono zawsze było sprawiedliwe i czyste jak nowonarodzony śnieg, który jeszcze ziemi nie dotknął. Niech więc za to w czasie Pasterki uśmiechnie się do Ciebie Mamo Boże Dzieciątko i niech Ci powie, że skończy się nasza udrę­ka. O to będę się modlił na więziennym sienniku przez całą Noc Wigilijną i przez całe Święta. Nie mogę się Mamo poła­mać z Tobą opłatkiem (chyba bym Ci przesłał kawałek czar­nego chleba), ale się sercem dzielę z Tobą i zapewniam, że wszystkie moje myśli są przy Tobie. Nie płacz Mamusiu i wbrew nadziei wierz, że to ostatnie Święta dla nas tak smut­ne. Ja tak wierzę całym sercem. Złóż Mamo serdeczne życze­nia Imieninowe i Świąteczne Ewie. Powiedz jej, że dużo o niej myślę i proszę, by się nie martwiła. Się wiele życzeń Świą­tecznych ks. Kanonikowi i jego współpracownikom. Niech im Boża Dziecina użyczy sił wiele na przedświąteczne trudy. Gorąco ich proszę o paciorek na Pasterce. Ks. Mieciowi skła­dam również serdeczne życzenia Imieninowe na l stycznia. Mięciu! Modlę się za Ciebie, byś mógł przejść życie z Twoim pogodnym uśmiechem. I Marysi złóż Mamo przy Wigilii ode mnie serdeczne życzenia. Pp. Babuchowskim, Starszym i Młod­szym chciałbym również przesłać wiele mych myśli na Święta i podziękować za pamięć. I wszystkim znajomym moje życzenia przesyłam. Złóż Mamo p. Kołaczkowej życzenia Imieninowe. Proszę pozdro­wić Henryka i jego biedną Matkę, (skreślona linijka). Proszę mi napisać czy Rudek jeszcze chory i gdzie leży w szpitalu.

Wreszcie, w końcu proszę serdecznie podziękować kole­dze Romanowi za jego serdeczny list. Miałem przedtem do niego żal, że nic przyszedł na widzenie w sierpniu i tak długo nie pisał, mimo obietnic, ale teraz już wszystko rozumiem. Podziękuj Mamo Romanowi za wszystko i powiedz, że go za­chowałem w jak najlepszej pamięci. Życzę mu dużo, dużo Bożej radości na Święta.

Wreszcie Ciebie Mamo całuję i Bogu polecam.

Twój Józef

P.S. Cieszę się z naprawionych organów.

Spis treści

 

 

 

DO BRACI KAPŁANÓW

LIST 1

Katowice, 2 września 1951 r.

Czcigodni i Kochani Księża!

Choć parę słów chcę skreślić do Was, bo nie mam możno­ści dłuższego pisania. Najserdeczniejsze „Bóg zapłać" za Wasze modlitwy, o które nadal gorąco proszę. Ciężko mi, ale się trzymam twardo. Trudno, czasem Bóg żąda, by przyjąć drugie święcenia kapłańskie z rąk cierpienia.

Z nowym rokiem szkolnym składam życzenia „Szczęść Boże" w pracy.

Najserdeczniej pozdrawiam i Bożemu Sercu polecam.

Ks. Sanak

Spis treści

 

 

LIST 2

 

Cieszyli, 6 kwietnia 1952 r.

Do Przewielebnych Księży w Andrychowie

Kochani! Przynajmniej zza krat i murów, lecz z głębi ser­ca płynące świąteczne życzenia: niecił Pan Zmartwychwstały ochłodzi utrudzone Wasze ciała, nieci) Warn rozliczy trudów zapłatę, bo „żniwa" znojne ostatnich tygodni i serca Wasze niech napełni wiosenną radością Zmartwychwstania Swego. Byłem przy Was przez wszystkie długie godziny Waszych ob­lężonych konfesjonałów. Dusza rwała się Warn do pomocy, lecz mogłem tylko przesłać westchnienie: „Panie, przyjmij opuszczenie moje i gorycz niewoli, gorycz bolesnej bezczyn­ności i utrudzonym Żeńcom na Twej andrychowskiej niwie ześlij ochłodę i pokrzepienie". Zażywajcie więc w pełni Wiel­kanocnej radości. Dla mnie wciąż jeszcze Wielki Piątek. Idę wciąż po krzyżowej drodze i tęsknym wzrokiem patrzę, ry­chło Pan zlituje się i szczyt bolesnej góry ukaże. Ale w tej drodze cierpienia krzepi mnie Wasza modlitwa i Wasza pa­mięć serdeczna. Gorąco dziękuję ks. Kanonikowi za Jego do­bre, pełne mądrej ojcowskiej pociechy życzenia. I Tobie Józ­ku tak bardzo wdzięczny jestem za Mszę św. i za Twój list pełen przyjaźni, szczerego współczucia, za słowa tchnące Twym dobrym i szlachetnym sercem. Jakaż to pociecha mieć tak życzliwe dusze. Trwam jak mogę i trzymam się, choć brak świeżego powietrza, licha strawa i miny, które zawsze zioną grobem, robią swoje. A najgorsza to owa piekąca tęsknota. Pomyślicie może, że życie na wolności nie jest wcale tak ró­żowe, by doń tak bardzo tęsknić. Ja zdaję sobie z tego sprawę, lecz ja nie tęsknię za wygodnym życiem, za dobrym jedzeniem i miękkim posłaniem. Dawno zacisnąłem zęby na wszystkie niewygody więziennego życia (a tych nie brak). Tęsknota dotyczy tego, co jest integralną częścią ludzkiej natury, za wolnością, bez której lepiej umrzeć niż żyć. We snach nawie­dza mnie ona i mami złudnym obrazem. Pokazuje ołtarz i lasy pachnące na P. Górze i zieleni wiosny i moją ukochaną pracę szkolną. Ale przebudzenie jest nader bolesne. Wzrok pada wówczas na czarne kraty i zamknięte milczące drzwi, podob­ne zaciętym ustom złego, bezlitosnego człowieka. W takich chwilach tęsknota dochodzi do szczytu. Dokonuje się w duszy jakby personifikacja wolności. Tęskni się za nią jakby za ja­kąś drogą osobą i chciałoby się wezwać ją zaklęciem jakiegoś, gdzieś dawno słyszanego wiersza:

Maro wolności ukochana

i w postaci dawnej przyjdź cudownej,

jak dzień zimowy nieskalana

zastygła w męce niewysłowionej.

Lub jako gwiazda przyjdź daleka,

jak lotny dźwięk, jak wiewu tchnienie

lub jak straszliwe przywidzenie,

wszystko mi jedno, czekam, czekam".

T to jest treść więziennej udręki, dlatego ja do więzienia nie przyzwyczaję się nigdy i całą siłą woli muszę tłumić bunt duszy rwącej się do pracy i życia. Ale nie złorzeczę ludziom, którzy mnie w takie nieszczęście wtrącili. Wiara, która mi po­została, i Wasze modły in officio et sacrificio każą mi ufać w miłosierdzie Boże, każą mi innych braci niedoli uczyć pię­ści na własnej krwawić piersi, a nie wznosić ich przeciw Nie­bu. Tylko, że to tak trudno i ciężko.

Kochani Confratres! nie bierzcie moich słów za chorobli­wą egzaltację. To tylko wynurzenia wobec serc, które mnie na pewno zrozumieją.

Wszystkim Warn i okolicznym Księżom ślę najserdecz­niejsze myśli i o paciorek gorąco proszę.

Ks. Sanak

Spis treści

 

 

LIST 3

 

Strzelce Opolskie, 2 listopada 1952 r.

Do Przewielebnego Księdza Kanonika

Proszę również i ode mnie przyjąć szczere i bardzo ser­deczne życzenia Imieninowe. Niech Pan ześle Czcig. Soleni­zantowi tyle pociechy, ile mnie dotychczas zesłał goryczy. Cicha modlitwa popłynie w tej intencji spoza murów i krat w dniu św. Klemensa. Trwam jak mogę na posterunku cier­pienia. Patrzę na sterczące w oddali drzewa odarte ze swej krasy i tak jak one staram się być wyższy nad swą utratę. Tak jak one staram się mieć wnętrze pełne nadziei, że wiosna wol­ności powróci. Gorąco proszę o memento.

Pozdrawiam wszystkich Confratrów i okolicznych Księży.

 Ks. Sanak

Spis treści

Strona główna